Nie tak dawno ukazał się w kioskach pierwszy numer polskiego Vogue, od dawna wyczekana polska odsłona legendarnego pisma modowego. I oczywiście jeszcze przed pojawieniem się na rynku pismo, jak na prawdziwą gwiazdę przystało, wywołało nie lada sensację, by nie powiedzieć skandal, za sprawą zdjęcia okładkowego. Zdjęcia parodiowanego, wyśmiewanego, komentowanego i krytykowanego jak mało które w ostatnich latach. Zdjęcia powszechnie okrzykniętego słabym, niemalże wypadkiem przy pracy. Że niby pałac się wali, że niby siermięga, zdjęcie bure, bez wyrazistego koloru, że przeklęta Wołga.
Tymczasem moim skromnym zdaniem to fotografia iście znakomita. Pomińmy już nawet symbolikę walącego się pałacu, jakby odchodzących w niepamięć lat sowieckiej dominacji, upadającego najważniejszego przecież jej symbolu. Pomińmy już nawet fakt, że oto wreszcie w Polsce pojawia się jeden z najważniejszych magazynów modowych. Pomińmy także to, że oto na okładce mamy dwie najprawdziwsze na świecie polskie supermodelki. Pomińmy wreszcie znaczenie kulturowe takiego wydawnictwa i jego potencjalny wpływ na polski świat mody, swoistą rolę okna na świat jaką taki magazyn może pełnić. Pomińmy także fakt, że oto wyjątkowo szarość, która nas tak wzburza i drażni jest niezwykle popularnym na świecie trendem, a więc okładka rzeczywiście jest na czasie i wpisuje się w światową fotografię. Bo tak akurat się składa, że światowa fotografia mody nie zawsze chce być taka jaką byśmy pragnęli ją zobaczyć; kolorowa, radosna, dekoracyjna, by nie rzec jarmarczna. Każda z tych rzeczy jest ważna, ale żadna sama w sobie nie stanowi o wybitności tego akurat zdjęcia.
Pomyślmy za to przez chwilę, po co tworzy się zdjęcie okładkowe. Przede wszystkim zdjęcie okładkowe magazynu debiutującego na nowym rynku. Jaki jest jego cel? To przecież jasne. Celem tym jest zwrócenie na pismo uwagi, wywołanie dyskusji, wzbudzenie ciekawości i wreszcie ściągnięcie do kiosków jak największej ilości potencjalnych kupujących. I jak żadne inne to zdjęcie swój cel spełniło. Bez tandetnych chwytów, epatowania wulgarnością, nieuzasadnionej nagości, obrażanio kogokolwiek czy któregokolwiek z jakże popularnych tandetnych chwytów stosowanych przez większość pism zdjęcie pokazane na okładce polskiego Vouge’a sprawiło, że w dniach poprzedzających premierę huczała o nim niemal cała Polska. A pismo sprzedawało się jak ciepłe bułeczki. A to, że pokazało nam też kawałek naszej rzeczywistości? To zderzenie zachodniego blichtru, do którego aspirujemy z siermiężną czasami rzeczywistością i cieniem czarnej Wołgi, który mimo upływu lat nadal momentami się nad nami unosi….