Then & Now – to się nazywa wyzwanie

Nadszedł taki moment, gdy już dłużej nie można narzekać i siedzieć bezczynnie, także pora na podjęcie wyzwania. Naprawdę dużego wyzwania. Ale, po kolei:

Odkąd tylko poważniej zająłem się technikami historycznymi, z żalem zauważałem, że niemal wszystkie ciekawe wydarzenia z nimi związane dzieją się za wielką wodą. Co chwila docierają do nas wiadomości o wystawach, konkursach jurowanych przez największych mistrzów, o kolejnych publikacjach tematycznych. A u nas… eh. Jest parę jaskółek, ale generalnie, jak się chce zdjęcia pokazać w niezłej galerii na dobrej wystawie zbiorowej, pozostaje śledzenie wydarzeń w USA. A że generalnie wolę problemy rozwiązywać, niż na nie narzekać, nadszedł czas na podjęcie wyzwania.

I tak oto pojawił się konkurs Then & Now, organizowany we współpracy z Gdańską Galerią Fotografii Muzeum Narodowego. Konkurs, co do którego jestem głęboko przekonany, że co najmniej dorówna tym robionym poza Europą. I to z kilku powodów.

Po pierwsze, prace nie będą oceniane przez jedną osobą, bo jeden juror, choćby i najbardziej kompetentny, zawsze będzie nieobiektywny. Tak już ludzie mają. Zamiast tego proponujemy jury złożone z trzech osób; obok mnie znajdą się fantastyczni eksperci: Krzysztof Jurecki i dr hab Witold Jurkiewicz, twórca pracowni fotografii unikatowej.

Po drugie, prac nie będziemy oceniać w oparciu o przesłane elektronicznie wglądówki, o jpg. Miałoby to pewnie sens w przypadku zdjęć stricte cyfrowych, przecież dla nich to forma cyfrowa jest najbardziej pierwotną, prawdziwą. Nie wyobrażam sobie jednak oceniania w formie jpg gumy chromianowej czy ambrotypu. Jakby nie patrzeć, to są jednak dwa światy, a oryginał to oryginał. Już szkolimy pracowników jak z takim oryginałem należy postępować.

Po trzecie wreszcie, wystawa pokonkursowa nie zawiśnie w domu kultury (z całym dla nich szacunkiem) czy mało znanej galerii przy bardziej znanej kawiarni (choć i takie rozwiązanie ma zalety), ale w Muzeum Narodowym, czyli w jednym z najbardziej prestiżowych miejsc. I to nie, jak czasami bywa, na korytarzu lecz w Gdańskiej Galerii Fotografii, którą całą dostajemy do dyspozycji. Kto był na wcześniejszych organizowanych tam wystawach wie, że miejsce to zacne.

Swoistą wisienkę na torcie stanowić będzie też katalog, namacalny, fizyczny, nie w formie PDF czy prezentacji na stronie internetowej, chociaż i taka będzie.

A teraz chwila reklamy:) Prace można nadsyłać do 5 lutego. Zapraszamy wszystkich otworkowców i twórców pracujących z wykorzystaniem technik alternatywnych. Chyba, że chcecie czekać na kolejną edycję.