TFP nie znaczy za darmo

Nie ma tygodnia, żebym nie dostał jakiejś mniej lub bardziej zabawnej propozycji pracy społecznej. I nie mówię tu bynajmniej o wsparciu akcji adoptowaniu piesków ze schroniska, bo im za free portreciki z przyjemnością bym zrobił (tylko schronisko nie było zainteresowane).

Propozycje są zupełnie inne – mamy zakończenie roku – piękne, bogate, z kostiumami i małpami (no może trochę przesadzam), więc z pewnością słuchacze TSF rzucą się na okazję do darmowej praktyki, chciałabym mieć piękne zdjątka mojego dzidziusia – tylko żeby nigdzie nie były publikowane, świetnym przecież ćwiczeniem będzie jak słuchacze zrobią zdjęcia mojego projektu wnętrza domu, które wykorzystam na stronie – wszystko za darmo czyli TFP.

Chwila, moment, to nie jest żadne TFP – to jest zwyczajna darmówka i szukanie naiwnego (ok, bliskiej znajomej pewnie małolata sfotografuję, podobnie jak podpowiem z angielskim czy przetłumaczę pismo, ale tylko bliskiej). TFP to znaczy TIME FOR PRINT (dzisiaj chyba bardziej time for photo)- czyli modelka, wizażystka, stylista, fotograf i kto tam jeszcze jest w sesję zaangażowany decydują się zainwestować swój czas i pracę w zamian otrzymując to samo czyli zdjęcia z określonymi prawami do publikacji. Wszyscy dają od siebie tyle samo i wszyscy dostają tyle samo – oddajemy pracę i mamy wynagrodzenie w postaci zdjęć. Nie muszę dodawać, że prawa nie obejmą ich wykorzystania na przykład w reklamie, bo to już zupełnie inna działka. Zupełnie to inna sprawa niż darmowy reportaż ze studniówki czy zrobiona za frajer reklama.

W TFP nie ma nic złego – istnieje od dawna, od dawna na tej zasadzie pracują najwięksi (często w albumach, podręcznikach czy portfoliach twórców uznanych, zamiast nazwy klienta, dla którego wykonano zdjęcie pojawiają się magiczne słowa ‘own work’ – praca własna czyli zazwyczaj właśnie TFP). TFP to szansa, dla wszystkich stron, na szlifowanie warsztatu, na tworzenie projektów niebanalnych, za które prawdopodobnie żaden klient by nie zapłacił, utrzymanie praktyki, zbudowanie sieci kontaktów (bo przecież szukając modelki, wizażystki czy fotografa do projektu komercyjnego przede wszystkim wybierzemy tych, których już poznaliśmy). To okazja do powstania zdjęć, które później mogą zostać sprzedane, na przykład do reklamy, ale to już wymaga nowej umowy i innego niż zdjęcia honorarium dla wszystkich stron).

Darmówka robiona na imprezie, czy nie daj Bóg do reklamy to nie żadne TFP, tylko zwykła naiwność (lub z takowej korzystanie), fotografa, który na próżno liczy, że następne zdjęcie będzie za coś.