Trauma, doświadczenie, psychoanaliza
Powinienem właściwie zacząć od stwierdzenia, że dzisiejsze doświadczenie traumy sponsoruje osoba tłumacząca tekst LaCapry, który mieliśmy przygotować na zajęcia. Tyle tylko, że było by to stwierdzenie z rodzaju tych, które będąc właściwie prawdziwe są całkowicie błędne. Prawdziwe, bo doświadczenie obcowania z i tak trudnym tekstem LaCapry stało się przeżyciem niemal ekstremalnym ze względu na przekład, a raczej popełnione w nim, delikatnie mówiąc, niedokładności. Tyle tylko, że jak dowiadujemy się dyskusji i samego tekstu, przeżycie takie traumą wcale nie jest. Jest to co najwyżej drobna nieprzyjemność i ze zdaniem tym nie potrafię się nie zgodzić. Z drugiej też strony, zdaję sobie jak koszmarnie niewdzięczna jest rola tłumacza takiego tekstu, wymagającego nie tylko znakomitej znajomości języka oryginału i języka przekładu, ale także dogłębnej znajomości dziedziny i jej specyficznego języka. Myślę sobie, że choć przekład utrudniał czytanie, pewnie niezbyt wielu tłumaczy czy naukowców zrobiłoby to lepiej. A większość, ze mną samym na czele zrobiłoby to o wiele gorzej, przez co autorka opublikowanego przekładu na taką aż krytykę nie zasługuje. Szczególnie, że ten nieco niezręczny przekład posłużył za przyczynek do najważniejszej obserwacji dzisiejszego dnia, obserwacji bynajmniej nie związanej z traumą ani doświadczeniem, przynajmniej nie w takim znaczeniu, o jakim pisze LaCapra.
Mowa o pogłębiającej się świadomości całkowitej hermetyczności dyskursu o sztuce, a w dużym stopniu i samej sztuki, szczególnie, jeśli zgodzimy się, że pożądanym ‘ideałem’ twórcy jest praktyk refleksyjny, a więc osoba poddająca swe działania artystyczne, twórcze nieustannej analizie i krytyce ale jednocześnie potrafiąca o niej mówić, ilustrować słowem (!!!), wyjaśniać. Hermetyczność tekstu ma tym większe znaczenie, że, być może w rezultacie tzw. zwrotu lingwistycznego, obrazowi (bądź inaczej, nietekstowemu dziełu) coraz częściej towarzyszy obszerny, nierzadko dominujący nad samym utworem tekst, na przykład tekst kuratorski czy krytyczny. Często z resztą podobny tekst towarzyszy i dziełu tekstowemu; wierszom czy powieści, gdzie zdaje się on być konieczny, czy to dla objaśnienia dzieła właściwego, czy to dla wyjaśnienia, a może usprawiedliwienia czemu to akurat dzieło zasługuje na okazanie czy publikację.
Choć tekst, o którym dziś dyskutowaliśmy był tekstem pisanym przez historyka, nie był on bynajmniej typowym tekstem historycznym lecz dyskusją z pogranicza socjologii, psychologii i filozofii i nie przez przypadek omawiany był właśnie w ramach szkoły doktorskiej na ASP. Wszak kwestie doświadczenia, traumy, przepracowania to nie tylko obszar zainteresowania wspomnianych dziedzin ale również, a może i przede wszystkim sztuki (od Borowskiego po przywoływaną przez LaCaprę Toni Morrison czy choćby Picassa). Można więc bezpiecznie zauważyć, że tekst ten jest faktycznie dla sztuki i twórców ważny, znakomicie wpisuje się w niezbędny dla nich rozwój humanistyczny. A ponieważ znalazł się, zapewne nie po raz pierwszy, w kanonie tekstów dyskutowanych na Akademii, można też przyjąć, że w pewnym stopniu pełni funkcję formatywną, wzorcową, dla kształconych tu praktyków i teoretyków sztuki.
Warto już chyba wyjaśnić, czemu tekstowi LaCapry, szczególnie w polskim przekładzie, a więc tej najbardziej dla studenta dostępnej wersji, poświęcam tyle uwagi. Otóż mierząc się z nim okazałem się być całkowicie bezradny i zagubiony. Choć pochlebiałem sobie, że do zmierzenia się z takim tekstem jestem dość dobrze przygotowany czy to przez studia filologiczne, czy to przez zainteresowanie psychologią i lingwistyką, czy wreszcie przez praktykę tłumacza i wieloletnie doświadczenie pracy z najrozmaitszymi tekstami od literackich po paranaukowe i naukowe publikacje z dziedziny współczesnej genetyki lub ekonomii, tym razem okazałem się zupełnie bezradny. Jak wtedy, gdy 25 lat temu czytałem umowę zaproponowaną mi przez jeden z tzw systemów argentyńskich. Czułem się dokładnie jak dający tytuł tej serii wpisów cham wpuszczony do pałacu. Co prawda nie znalazłem kałamarza, z którego mógłbym wypić atrament, ale poza tym doświadczenie było kompletne. Jakie takie zrozumienie pierwszego z tekstów, które miały dziś być poddane dyskusji, liczącego sobie zaledwie nieco ponad 40 stron wymagało ode mnie nie tylko kilkukrotnego czytania, licznych przerw na odpoczynek i ‘przetrawienie’, ale także wymusiło wielokrotne konsultacje słownikowe czy przeszukiwanie Internetu w poszukiwaniu definicji czy odniesień. Wreszcie, koniecznym okazało się odwrócenie procesu przekładu, próba odgadnięcia na podstawie tegoż przekładu i dokonanego przez tłumacza doboru słów czy zawartych w tekście kalek językowych brzmienia tekstu oryginalnego, angielskiego. Dopiero na tej podstawie i po dosłownie wielogodzinnej pracy udało mi się przez ten tekst przebrnąć i zrozumieć go w stopniu, mam nadzieję, zadowalającym.
Można oczywiście powiedzieć, że przeceniłem swoje przygotowanie czy wręcz intelekt, że jestem zwyczajnie dość tępy. Z drugiej jednak strony można też uznać, że większość ludzi trafiających na ten tekst, podobnie jak na wiele wzorowanych na nim tekstów obecnych w dyskursie o sztuce uzna go za równie hermetyczny i niezrozumiały, a nie mając równie jednoznacznej motywacji, zwyczajnie z jego lektury zrezygnuje, odrzucając go jako ‘głupotę’. A wraz z nim odrzucając znaczną część dyskursu o sztuce i samej sztuki współczesnej, tym samym zarówno ową sztukę, jak i towarzyszący jej dyskurs niedostępnymi, a tym samym skrajnie elitarnymi. A zaledwie dwa tygodnie temu słyszałem, jak zabójcza dla sztuki jest elitarność.