O pismach fotograficznych myśli luźne

Brak pism fotograficznych z prawdziwego zdarzenia to częsty temat rozmów i narzekań. Wspominamy dawne czasy, gdy w kioskach był Pozytyw, czy też czasy jeszcze dawniejsze, gdzie o fotografii pisało wielu, gdzie publikowało się zdjęcia, dyskutowało o nich, czasy, gdy na kolejny numer ulubionego pisma się rzeczywiście czekało.

Dziś; na rynku mizeria. FotoKurier niby jest, ale kudy mu tam do dawnej świetności czy pozycji. Nakład już nie ten i treść jakby troszkę z formaliny. Foto niby jest (na stronie wpisy z maja), ale go nie ma; ostatni numer widziałem w 2013. DFV chyba ma się dobrze, ale to pismo bardziej sprzętowe, dla początkujących. Dobrze, że jest, szkoda że takie. Fotografii nie widziałem od dawna, nawet jeśli nadal jest to już całkowicie utraciła dawną pozycję.  Camera Obscura ponoć jest, ale ciężko dostrzec. Jednym słowem; smuta.

W pierwszej chwili ciężko zrozumieć co się dzieje; tak wielu z nas tęskni za dobrymi pismami, kupuje publikacje zagraniczne (BW znowu w Empiku!!!), a rodzimych pism nie ma. I na nowe jakoś się nie zanosi; niby czasami jakaś zajawka w sieci, niby zapowiedzi, że pojawi się drukiem. Czasami pierwszy numer się ukaże i tyle tytuł widzieli. Jeśli jednak pomyśleć o zarzutach, jakie stawia się (bądź jakie były stawiane) pismom fotograficznym, jeśli pomyśleć o naszych oczekiwaniach; tych zwerbalizowanych i tych, do których niewielu z nas się przyzna, wszystko staje się jasne. Jasne i tym smutniejsze.

Przede wszystkim; czego oczekujemy od pisma fotograficznego?

Po pierwsze jakości; jakże często za wzór stawia się Pozytyw właśnie. Dobrych zdjęć, co oczywiste pozyskanych legalnie, opłaconych, dobrego papieru, dobrego druku. Ciekawych tekstów (ach gdzie ten kącik okrągłej kliszy prof Błońskiego), dobrej krytyki. Jakby chyba mniej nam tęskno to pism sprzętowych, zdaje się, że przede wszystkim dlatego, że jest i FotoKurier i DFV.

Po drugie, rozsądnej ilości reklam. Przyznam szczerze, że dość mocno mnie to zaskoczyło, bo sam do reklam nigdy specjalnej uwagi nie przywiązywałem, ale bardzo często słyszałem, że rozmówcy FOTO nie kupowali bo tam za wiele reklam było, a oni za reklamy nie płacą.

Po trzecie, niewysokiej ceny. Ciężko dziś sprzedać czasopismo za więcej jak 15 złotych, a miło byłoby gdyby cena była jeszcze niższa.

Na koniec, dobrze by pismo było obszerne. Co najmniej 100 stron, najchętniej 120-150, format A4, ładna okładka.

 

Spójrzmy teraz na takie pismo z czysto biznesowego punktu widzenia.

Po pierwsze, wymaga ono zespołu redakcyjnego, co najmniej kilku kompetentnych osób. Kompetentnych, a więc przyzwoicie opłacanych. Pewnie napiszą większość tekstów, ale trzeba będzie też zlecić pisanie artykułów współpracownikom spoza redakcji. Redakcja dokona też wyboru autorów, zdjęć do prezentacji, natomiast nie można zapominać o kosztach pozyskania praw do ich publikacji. Dodatkowo potrzebna jest osoba odpowiedzialna za skład magazynu, ktoś kto zadba o dystrybucję i reklamę, a przede wszystkim o pozyskiwanie reklam. Potrzebna jest obsługa księgowa, strona internetowa wraz z administratorem, a cały zespół potrzebuje siedziby. Nie mogę obliczyć dokładnych kosztów, ale 100 tysięcy miesięcznie to suma raczej optymistyczna. Podejrzewam, że i w 150 będzie ciężko się zmieścić jeśli dokładnie policzymy koszty. Wszystko to oczywiście przy założeniu, że ma to być pismo na najwyższym poziomie. Nie możemy też zapominać, że nie wszystkie egzemplarze uda się sprzedać; część zostanie rozdana za darmo, część zwrócona. Oczywiście można sprzedawać wcześniejsze numery, ale to wymaga ich składowania; a to są dodatkowe koszty.

Do tego dochodzą koszty druku. Duży nakład pozwoli je obniżyć, ale realnie, nie będzie to 2 czy trzy złote za numer. O sporym szczęściu będzie można mówić, jeśli koszt nie przekroczy połowy ceny detalicznej, ale podejrzewam, że nadal poruszamy się w sferze dużego optymizmu. Pamiętajmy, że pismo ma być drukowane w najwyższej jakości.

Marża jaką wydawca musi zapłacić dystrybutorowi to co najmniej 50%. Przy bardzo silnych wydawnictwach mających kilkanaście poczytnych tytułów być może da się ją obniżyć. Przy pojedynczym tytule musimy liczyć się raczej z marżą wyższą, na poziomie 70%. To właśnie dlatego czasopisma oferują tak atrakcyjne warunki prenumeraty. Nawet jeśli dwa czy trzy numery będą darmowe, a wydawca opłaci przesyłkę, i tak mu się to opłaci.

Być może dałoby się dorobić reklamami. Tyle tylko, że po pierwsze, rynek reklam fotograficznych jest tak naprawdę dość ograniczony (ot kilku dużych producentów, jakaś szkoła fotografii, jakiś producent zdjęć nagrobnych na porcelanie, producent albumów). Po drugie, okazuje się, że wielu z nas duża ilość reklam przeszkadza.

Podsumujmy. Sprzedaż gazety, jeśli będzie wysoka, być może pokryje koszt druku. Chociaż wcale nie jestem tego pewny, szczególnie biorąc pod uwagę ilość egzemplarzy, które nie zostaną sprzedane. Sprzedaż reklam? W dobrym miesiącu i bardzo poczytnym piśmie przyniesie pewnie ze sto tysięcy. W miesiącu złym, bez nowych modeli aparatów wprowadzanych na rynek, poza sezonem rekrutacyjnym wpływy będą o wiele, wiele mniejsze. Widziałem już numery gazet, w których nie było więcej niż 3-4 strony reklam, z których połowa została sprzedana w dużych pakietach abonamentowych (czyli za niższą cenę). Oznacza to wpływy na poziomie trzydziestu tysięcy miesięcznie.

Innymi słowy, w bardzo dobrym miesiącu poczytna gazeta ma szanse wyjść na tak zwane na zero. W kiepskim, wydawca dołoży do funkcjonowania co najmniej kilkadziesiąt tysięcy. Jeśli nie kilkaset.

Być może pismo mogłoby dorobić publikując odpłatnie portfolia ambitnych twórców, być może mogłoby wydawać doroczne albumy, miejsce w których byłoby odpłatne. Jest to przecież praktyka bardzo w świecie popularna (wystarczy choćby spojrzeć na takie pisma jak The Hand czy BW). Niestety, polscy krytycy fotografii natychmiast takie rozwiązanie oprotestują i sprawią, że po prostu się nie sprawdzi. Mieliśmy już tego przykłady. Niestety.

Cóż oznacza to w praktyce? W praktyce, pismo fotograficzne może ukazywać się tylko jeśli obniżone są koszty jego wydawania albo my, klienci, zdecydujemy się zapłacić za nie o wiele więcej, niż zwyczajowe 15 złotych.

To, że obniżanie kosztów sprawdza się na rynku wiemy; dokładnie tak działa większość pism; zdjęcia pozyskiwane są za grosze lub zupełnie za darmo, w zamian za reklamę własnego nazwiska. Teksty pisane są na tych samych zasadach i mało kiedy wychodzą ponad przeciętność. Również druk pozostawia sobie wiele do życzenia; taki jest oczywiście tańszy. Niemniej jednak gazetom, które obniżają koszty za cenę jakości udaje się przetrwać na rynku. Nie bez znaczenia jest też fakt, że kierowane są one do klienta masowego, przeciętnego ‘konsumenta’ lustrzanek cyfrowych, którego co roku można od nowa uczyć makrofotografii.

Pozostaje więc już tylko jedno pytanie; czy bylibyśmy gotowi płacić za dobrą gazetę więcej? Powiedzmy 30 czy 40 złotych tak, by wydawca miał szansę zarobić na wszystkie koszty i odrobinę zysku dla siebie? Czy znajdziemy w Polsce kilka tysięcy osób gotowych regularnie płacić złotych 40 albo kilkanaście tysięcy osób gotowych zapłacić powiedzmy 25 złotych za gazetę fotograficzną? Obawiam się, że obecny stan rynku stanowi najdobitniejszą odpowiedź.

Bardzo często narzekamy na brak różnych rzeczy w sklepach; nie tylko pism fotograficznych ale i materiałów takich jak choćby papiery barytowe, specjalistyczny sprzęt ciemniowy itp. Winimy za to wydawców, sprzedawców, wszystkich, tylko nie siebie. Tymczasem oni jedynie dostarczają nam tego, za co rzeczywiście jesteśmy gotowi zapłacić. Papierów barytowych czy ambitnych pism nie ma nie dlatego, że nikt nie chce ich wydawać czy sprzedawać. Ich nie ma dlatego, że wszyscy chcemy widzieć je w kioskach, ale tylko niewielu z nas jest gotowych rzeczywiście je kupować za adekwatną cenę. A bez tego nigdy się w sprzedaży nie pojawią.