Odczucie z cyklu bezcennych; siedzisz sobie na face, czytasz komentarze pod zdjęciami i nagle pisze do Ciebie człowiek o nazwisku jednocześnie obco brzmiącym i znajomym. Treść wiadomości bardzo miła – czy nie chciałbym opublikować swoich zdjęć w magazynie który on prowadzi. Hm, brzmi dobrze, ale przecież dwa dni wcześniej proponowano mi wystawianie zdjęć w Milanie po 300 euro od sztuki. Ale zaraz, chwileczkę, to nazwisko naprawdę brzmi znajomo. Steve Simmons, Steve Simmons…. no jasne! Autor książki, z której uczyłem się pracy z kamerą wielkoformatową. I ten facet pisze do mnie, proponując mi publikację zdjęć w View Camera, którą prowadzi. No, to to ja rozumiem:) Szybka wymiana maili, ustalenie szczegółów i terminów. Steve Simmons myślisz; nie tu nie można pociągnąć starociami, tu trzeba zrobić coś specjalnie.
I teraz, dwa miesiące później, jest. Oglądam najnowszy numer View Camera i widzę w nim sześć moich zdjęć. Jakby to powiedzieli w reklamie; zobaczyć swoje zdjęcia opublikowane w View Camera na zaproszenie Steve Simmons’a; bezcenne. Za resztę zapłacisz powszechnie znanym kawałkiem plastiku.