Kilka słów o psuciu rynku i kto na tym traci

Po górach zacząłem chodzić jeszcze za tamtego systemu. Wtedy sprawa była prosta; jedyne buty jakie można było dostać pochodziły z firmy ‘Podhale’. Nie były szczególnie drogie (z resztą wówczas cena była kwestią drugorzędną – ważniejsze było upolowanie butów w sklepie). Wymagały rozchodzenia, potrafiły poobcierać nogi do żywego, człowiek szybko uczył się nosić podwójne skarpety. Ale miały też zalet co nie miara. Raz kupione służyły wiele lat (moje padły po ośmiu latach regularnych wyjazdów). Podeszwy gryzły glebę jak szalone więc poślizgów wiele nie było. Sztywne zelówy chroniły stopy, wysokie i  ciasne cholewy; kostki. Przez lata ani jednej kontuzji plus mnóstwo zabawy jak w Pieninach deszcz rozmoczył szlaki i wszyscy, poza szczęśliwymi posiadaczami trepów z Podhala, jeździli jak na wrotkach.

Przyszły lata 90te, zmiany, sklepy zaroiły się od włoskich butów produkowanych Bóg wie gdzie (znaczy się w Chinach najczęściej). Butki wygodne, wcale nie drogie, nie obcierające (no prawie), ogółem cud miód i orzeszki. Wszyscy rzuciliśmy się owe butki kupować. Minął rok, półtora. Okazało się, że butkom odpadają zelówki, miękkie cholewy wcale kostek nie chronią i tak dalej. Skruszeni klienci polecieli do sklepów szukać starych dobrych trepów z Podhala i…. niestety nie było ich. Pozbawiona klientów firma zniknęła z rynku. Pozostało ze zgrzytaniem zębami kupować bardzo drogie buty z importu, bo już wiedzieliśmy, że tanie oznacza kiepskie.

Czemu fotograf pisze o butach? Bo to samo dotyczy i fotografii i wszystkich dziedzin gospodarki. Gdy kiepski produkt odbierze rynek dobremu, ten dobry po prostu znika.  i to najczęściej bezpowrotnie. Gdy fotoziutki robiące sesje aby aby, na szybko i byle jak, bez kompozycji, przemyślenia, odbiorą klientów prawdziwym fotografom, ci znikną z rynku. Bo w przeciwieństwie do fotoziutka, który sprzęt dostał od Unii na dobry początek, zdjęcia robi tylko w plenerze, bo na studio go nie stać (no i wredne lampy nie działają jak należy gdy aparat jest w trybie auto), a na życie zarabia pytając ‘Może frytki do tego?’, fotograf z prawdziwego zdarzenia musiał sprzęt  kupić sam, utrzymuje studio (lub wynajmuje na sesję studio porządne) i cały swój czas poświęca na fotografię – przede wszystkim na doskonalenie własnego warsztatu, przez co nie stać go na dorabianie w MacDonaldzie. Jeśli klienci wybiorą usługę kierując się głównie ceną, nie tylko dostaną produkt paskudnej jakości, ale przede wszystkim za rok czy dwa nie będą mieli już wyboru bo dobrzy fotografowie zajmą się czymś innym.

Ta sama prawidłowość dotyczy z resztą większości rzeczy. Od dobrego kaletnika, który nie wytrzymał konkurencji z chińszczyzną, przez piekarza z małej mieściny na Dolnym Śląsku, który przestał już robić dobre pieczywo bo się nie opłaca po szkoły i uczelnie.