Dywagacje na temat; „czemu jest tak źle” to jeden z ulubionych tematów rozmów Polaków. Chyba wszystkich Polaków, a fotografów to już z pewnością. Po ‘mistrzowsku’ wręcz diagnozujemy problemy polskiej fotografii; brak rynku, niskie ceny nie pozwalające na osiągnięcie przyzwoitych dochodów z pracy, brak dobrych wystaw, brak wsparcia instytucji kultury, ciągły hate w internecie, brak czasopism fotograficznych na dobrym poziomie, niski poziom nauczania fotografii na wyższych uczelniach, kiepskie szkoły; i tak dalej i tak dalej i tak dalej. Wyliczać można by bez końca. Myślę z resztą, że każdy z wymienionych powyżej problemów jest ważki i dobrze zdiagnozowany i problemy takie można wskazywać i mnożyć bez końca. Tyle tylko, że wydaje mi się, że wszystkie one tak naprawdę służą skrywaniu problemów innych, o wiele moim zdaniem poważniejszych.
Weźmy na przykład wystawy; jakże często narzekamy na brak dobrych wystaw. Może nie wszystkim to się spodoba, ale powiem, że nie dziwię się osobom kierującym galeriami i innymi przestrzeniami wystawienniczymi. Na ich miejscu też niechętnie wieszałbym fotografię. Czemu? Powód jest prosty; bo mało kto na wystawy czy wernisaże chodzi. Na wernisażu wystawy Bułhaka było raptem ze dwadzieścia osób. Na wernisaż pokonkursowego Pinhole World nie przyszli nawet autorzy prezentowanych zdjęć. Widziałem już wernisaże dobrych wystaw fotograficznych, na których było więcej przedstawicieli organizatorów niż zwiedzających. Po co więc robić wystawy fotografii? Dobrze, że chociaż na Erwina Olafa przyszedł prawdziwy tłum bo inaczej podejrzewam, że nieprędko zobaczylibyśmy kolejną wystawę fotografii w Muzeum Narodowym. I nie chodzi mi w tym momencie o to, czy lubimy fotografię otworkową albo bardzo cenimy danego twórcę. Wystawa fotografii to wydarzenie; wydarzenie przede wszystkim dla środowiska, dla fotografów. W trójmieście są setki jeśli nie tysiące osób nazywających się fotografami, a jakże niewielu z nich pojawia się kiedykolwiek na wystawie. Po co więc robić wystawy fotografii?
Narzekamy na niski poziom prasy fotograficznej bądź jej zwyczajny brak. A ilu z nas regularnie kupowało ową prasę gdy jeszcze była? Ilu z nas byłoby gotowych regularnie, co miesiąc wydać powiedzmy 30 złotych na miesięcznik fotograficzny? Nawet ten bardzo dobry? Ileż razy widziałem ludzi przeglądających gazety i odkładających je na półki bo kasy szkoda? Jak więc możemy oczekiwać, że wydawcy będą nam takie publikacje zapewniać skoro ich nie kupujemy?
To samo dotyczy tradycyjnych materiałów fotograficznych. Często słyszę gorzkie żale dotyczące znikających z rynku materiałów lub ogromnych trudności w ich nabyciu. Bardzo dobrze czujemy się w świecie gdzie ‘każdy szanujący się sklep fotograficzny’ ma pełną gamę produktów. Tylko; aby je mieć sklep musi zainwestować konkretne pieniądze; a po co ma to robić skoro materiałów owych nikt nie kupi? Tak na marginesie, ostatnio widziałem, oczywiście za granicą, projekt finansowany społecznie mający na celu przywrócenie kolejnego z materiałów natychmiastowych; autorom udało się zebrać ponad czterysta tysięcy dolarów na ich odtworzenie (to dobrze ponad milion złotych) od kilku tysięcy darczyńców; my nie kupujemy nawet tych materiałów, które są dostępne. Jak więc możemy liczyć, że pozostaną one dostępnymi?
Narzekamy na brak uczelni fotografii bądź niską jakość tych, które jeszcze istnieją. Z drugiej strony, gdy już znajdziemy dobrą uczelnię, odkładamy zapis; bo chcielibyśmy, ale za daleko, za drogo, a przede wszystkim, bo uczelnia przecież będzie i będę mógł zapisać się do niej za rok, dwa czy dziesięć. Nic bardziej mylnego. Uczelnia pewnie nadal będzie, pytanie, czy pozostanie na niej interesujący nas kierunek i czy będzie ona dalej na tym samym poziomie. Uczelnia najpewniej albo kierunek ten zamknie, albo zmieni jego organizację, obniży poziom itp. Nikt przecież nie będzie do danego kierunku dokładał w nieskończoność.
To samo można powiedzieć o każdym elemencie rynku fotograficznego, którego brakuje. Nie ma go, ponieważ zapotrzebowanie, o którym mówimy pozostaje tylko w sferze werbalnej. Bardzo chętnie mówimy, jakie coś jest ważne albo jak bardzo nam czegoś brakuje, ale nie uczestniczymy. Nie chodzimy na wystawy, nie bierzemy udziału w konkursach, nie dyskutujemy o zdjęciach (a jeśli już to jedynie po to by usłyszeć pochwały), nie kupujemy prasy, uciekamy się do materiałów najtańszych. Jedynym chyba wyjątkiem są lustrzanki cyfrowe, na które gotowi jesteśmy wydawać duże pieniądze, nawet jeśli tak naprawdę dla naszych umiejętności i zastosowań wystarczyłbym prosty compact.
To nie jest tak, że żyjemy w jakimś szczególnie upośledzonym kraju. Nie jest też tak, że wisi nad nami jakieś fatum, czyjaś niechęć. Winni tak naprawdę jesteśmy tylko i wyłącznie my, fotografowie i pasjonaci fotografii. Jesteśmy winni ponieważ nie uczestniczymy, nie kupujemy, odkładamy na później. Nie tworzymy środowiska fotograficznego, a jedynie narzekamy na jego brak, na brak podstawowych rzeczy, jakie są mu potrzebne. Znajdujemy milion powodów wyjaśniających, czemu jest tak źle, a z drugiej strony nie jesteśmy gotowi od siebie dać nic, by było lepiej. Przynajmniej większość z nas.