To chyba znak czasów, że jak mam chwilę wolnego to przeglądam pewien portal społecznościowy. I muszę przyznać, że prawie zawsze trafi się tam coś co zainspiruje, zmusi do myślenia, postawienia pytań, choć zwykle nie to było zamiarem autora czy autorki wpis. Albo przynajmniej nie są to pytania, na jakie liczył autor wpisu
Dziś na przykład, jedna ze znajomych podzieliła się wspomnieniami z Syrii, którą objeździła dwa lata przede mną. Każde takie wspomnienie, każde zdjęcie, wzbudza żal i smutek spowodowany tym, co w Syrii dzieje się już od dekady. Tym razem jednak, uwagę przykuł komentarz autorki, która stwierdziła, że pokazywane przez nią zdjęcia „nie są tak piękne jak te w Internetach” bo…. pogoda była brzydka i padało.
Nie będę ukrywał, że ten komentarz zmusił do zastanowienia. Czy pokazując kiepski obraz napisalibyśmy, że nie jest tak piękny jak te w Internecie czy galerii bo pogoda była brzydka i padało, czy może jednak, że nie potrafimy aż tak pięknie malować, albo przynajmniej, że naszkicowaliśmy go w pośpiechu, niestarannie? Czy publikując kiepski tekst (zakładając oczywiście, że w ogóle byśmy go opublikowali), skarżylibyśmy się na stukający za ścianą młotek, nieporęczną klawiaturę czy jakiekolwiek inne, niezależne od nas przyczyny?
Zastanawia mnie i fascynuje, do jakiego stopnia oderwaliśmy osobę fotografa od tworzonych przez niego zdjęć, jak bardzo stał się on dla nas, również dla nas fotografów, nieważny, przyjął niemalże rolę tragarza przenoszącego sprzęt. Świadomie pomijam tu osoby, które nie widzą różnicy między dobrymi zdjęciami, a kiepskimi i mają tego świadomość; wszak nie każdy musi odróżniać kotlet schabowy od kawioru, ba, mamy pełne prawo większą sympatią darzyć schaboszczaka. Nie mniej jednak wśród osób uważających się za smakoszy, czy też kucharzy nie znajdziemy z pewnością zbyt wielu, którzy powiedzą, że czyjeś potrawy są przepyszne bo ma super garnki.
Tymczasem wśród fotografów jest to już najzupełniej normalne zjawisko. Więcej, to co mówimy o zdjęciach wyraźnie sugeruje, że niewielu z nas uważa, że to fotograf jest ich rzeczywistym i wyłącznym twórcą. Pomyślmy z resztą o komentarzach, jakie często słyszymy bądź wygłaszamy:
– jakbym miał taki sprzęt… – uhm, jakbym miał 40 letniego Nikona F2 to robiłbym takie zdjęcia jak Nachtwey w RPA. JasneJ
– mam za słaby aparat…. – pewnie, lepszym robiłbym pewnie jeszcze więcej kiepskich zdjęć
– mój aparat jakoś tak prześwietla… – nie kolego/koleżanko, to Ty nie umiesz mierzyć światła i odpowiednio aparatu ustawić.
– muszę kupić lepszy aparat. Bo mój takie nieostre zdjęcia robi…. – hm…. Poradziłbym wizytę w serwisie albo zakup okularów, ale zupełnie szczerze podejrzewam, że żadne z tych rozwiązań nie pomoże. Podobnie jak wydanie kolejnych tysięcy na lepszy sprzęt.
– lampa mi nie doleciała…. – hm, a od kiedy to się lampami rzuca?
Plus kilka moich ulubionych komentarzy z galerii:
– oooo, tu widać, że fotograf ma dobry obiektyw, takie ostre to zdjęcie jest … uhm, jasne, na odbitce pigmentowej widać na ile ostry jest obiektyw. Co najwyżej widać, że fotografia jest ostrzejsza niż wiszący obok olej. Ale ten pewnie tanim szkłem był robiony
– a tu fotograf miał za słabą lampę, takie ciemne to zdjęcie jest… – o ileż wolałbym usłyszeć, że tu fotograf źle ustawił światło, że to ja zepsułem zdjęcie, które w oczach tego akurat klienta nie znalazło uznania. Ale nie, nawet za błąd nie jest odpowiedzialny fotograf. Po prostu lampa była kiepska.
Nie chcę oczywiście sugerować, że aparaty, obiektywy, drukarki i cały ten osprzęt fotograficzny nie mają znaczenia. Mają. Często ułatwiają pracę bądź, jak powiedział kiedyś prof. Błoński, mniej przeszkadzają w zrobieniu zdjęcia niż inne, gorsze aparaty. Nowsze, droższe fotografie w wyższej rozdzielczości, czasami lepiej odwzorowują kolory, pozwalają fotografowi na uzyskanie wyższego ISO użytecznego, w przypadku obiektywów nieco mniej lub nieco bardziej zniekształcają rzeczywistość i tak dalej. Czasem nawet aparaty na ukrycie braku umiejętności fotografa, korygują jego oczywiste błędy techniczne. Niedługo ponoć mają podpowiadać nam, gdzie ‘najlepiej’ stanąć i w którą stronę ‘najlepiej’ skierować obiektyw. Za wyjątkiem jednak kamer monitoringu i podobnych urządzeń, aparaty nie robią zdjęć, nie są twórcami i to nie one odpowiadają za kiepskie fotografie ani nie im zawdzięczamy większość zdjęć dobrych.
Tu pojawia się pytanie czemu znakomita większość z nas, również znakomita większość fotografujących, pada ofiarą tego mitu radośnie pozbywając się tysięcy złotych na coraz to nowszy sprzęt i żyjąc w szczerym przekonaniu, że czyni nas on lepszymi fotografami. Oczywiste wyjaśnienie mówi, że stajemy się ofiarami korporacji, firm produkujących wspomniany sprzęt, które muszą przekonać nas do jego zakupu by przetrwać. Jest w tym zapewne sporo prawdy, wszak nie od dziś wiadomo, że odpowiedni marketing czyni cuda, a człowiekiem dość łatwo manipulować. Wydaje mi się jednak, że jest tu też inna przyczyna, przyczyna tkwiąca głęboko w nas. Otóż robienie czegoś dobrze, wymaga pracy, nauki i rozwoju. Innymi słowy wymaga dużego wysiłku, nakładu energii, a także poddania się krytyce i jej słuchania, wyciągania wniosków. To wszystko rzeczy trudne, czasami nawet bardzo trudne, czasochłonne, nierzadko też kosztowne. O ileż łatwiej delegować odpowiedzialność na sprzęt i otoczenie. Na aparat, lampy, pogodę. O ileż łatwiej uwierzyć, że to od sprzętu i warunków zależy jakość naszych zdjęć, nie od nas.
Teraz pozostaje ostatnie pytanie. Czemu uważam takie odrzucenie odpowiedzialności za zdjęcia za coś złego, nawet bardzo złego. Dla mnie to rzecz bardzo oczywista, bardzo prosta. Choć z jednej strony ułatwiamy sobie bycie fotografami i nie musimy przesadnie przejmować się krytyką, jednocześnie doprowadzamy do potwornej utraty prestiżu, pauperyzacji tego zawodu czy pasji. Oczywiście nie mówię tu o pauperyzacji w sensie dosłownym (choć i z tym musimy się liczyć ze względu na spadające stawki), ale przede wszystkim o takim nieprzyjemnym spowszednieniu, odarciu z szacunku i prestiżu. No bo skoro za fotografię odpowiada sprzęt i dobra pogoda, z których pierwsze każdy może kupić, a na drugie nikt nie ma większego wpływu, to każdy może też być fotografem. Wystarczy jedynie zainwestować odpowiednią kwotę. A skoro każdy może być fotografem, skoro to i tak nie fotograf odpowiada za wykonywane zdjęcia, to czy może on jeszcze być Fotografem? Czy może być artystą? Stawki na rynku i ilość osób odwiedzających ważne nawet wystawy fotografii sugerują, że chyba już nie.
Dlatego też za tak ważne uważam byśmy to my, jako fotografowie rozpoczęli zmianę podejścia. Jeśli nie weźmiemy ponownie pełnej odpowiedzialności za własną fotografię, nie pokażemy wszystkim, że różnimy się od użytkowników sprzętu fotograficznego, a najważniejsza w zdjęciu jest nasza wizja, wiedza i umiejętności, nigdy nie odzyskamy pozycji jaką kiedyś już zajmowaliśmy i którą bezmyślnie utraciliśmy.