Dziś dla mnie ważny, lecz i smutny dzień. Taki troszkę symbol tego, co dzieje się w otaczającym nas świecie, zmian, które narzucił koronawirus i spustoszenia, które uczynił w naszym życiu nawet, jeśli nikt, kogo znamy nie zachorował. Dzień, w którym z ciężkim sercem oddałem klucze do lokalu przy ul. Ogarnej 123, a więc zamknąłem moją galerię, przynajmniej w jej fizycznej formie.
Z jednej strony smutno, że coś tak fajnego się kończy, szkoda wszystkich pieniędzy włożonych w remont lokalu i niezwykłej pracy, jaką trzeba było wykonać przed otwarciem galerii. Z drugiej strony cieszę się niesamowicie, że pod koniec 2018 zdecydowałem się galerię otworzyć i mimo rozlicznych przeszkód udało mi się ją otworzyć. To było niesamowite doświadczenie, wspaniała nauka i eksperyment. A także niezwykła okazja by przekonać się, że można i warto.
Przede wszystkim udowodniłem, że można. Udowodniłem przede wszystkim sobie. Tu, w tym kraju, w tym społeczeństwie, można otworzyć galerię fotografii artystycznej sprzedającą tylko prace ręcznie wykonane i wychodzić na tym na swoje. Udowodniłem, przede wszystkim sobie, że to nie tak, że tu nikt zdjęć nie kupuje, nikt ich nie potrzebuje, a jeśli już to starczy mu masówka z marketu dekoracyjnego. Oczywiście, były miesiące słabsze, ale były też wspaniałe. Co jakiś czas zanudzałem Was zdjęciami pustych miejsc na ścianie. Nie wszystkich, ale tych, które ucieszyły najbardziej. Suma summarum, mimo późnego otwarcia (remont przeciągnął się o trzy miesiące), mimo trwającego pół lata remontu elewacji, mimo permanentnego braku czasu, który musiałem dzielić między galerię i mnóstwo innych zobowiązań, galeria zarabiała na siebie i zdołała odrobić przynajmniej część kosztów swego otwarcia. Przyznaję, to więcej niż spodziewałem się w pierwszym roku.
Niesamowitą radość sprawiły reakcje osób odwiedzających galerię. Państwo, którzy kupili dwa zdjęcia i po miesiącu wrócili po kolejne. Pan, który odwiedzał nas co miesiąc napatrzeć się. Osoby mówiące, że to co robimy jest niesamowite, że nie wyobrażały sobie w ogóle, że takie zdjęcia można tworzyć, że pozwalam im odkryć zupełnie inny świat. Reakcje pełne zachwytu, zaskoczenia, niewiary. Niezależnie od tego, czy taka osoba kupiła zdjęcie, czy nie, zawsze spotkaniom towarzyszyła radość i satysfakcja. Jak wtedy, gdy do galerii zbłądziła młoda Litwinka, która po blisko godzinie oglądania i podziwiania zdjęć poprosiła choć o ulotki, o cokolwiek co może zabrać, bo nie ma niestety pieniędzy na jakikolwiek zakup.
Wielką radość sprawiły osoby, które przyjechały specjalnie do galerii. Niekoniecznie na zakupy, ale przede wszystkim zobaczyć, upewnić się, że to dzieje się naprawdę, porozmawiać. Młodzi ludzie, którzy jechali całą noc z Krakowa, a potem całymi godzinami czekali na otwarcie galerii, a wieczorem ponownie wsiedli do pociągu by wrócić do domu. Całe wycieczki z Bydgoszczy, znajomi z trójmiasta czy Warszawy. Największy chyba komplement jaki dostałem w życiu, gdy usłyszałem, że to miejsce przypomina dawną pracownię ś.p. Marka Mazura, że ma podobną atmosferę. Takie cudowne doświadczenia, wspomnienia mogę wymieniać jeszcze długo i nawet koronawirus mi ich nie odbierze.
Podobnie jak nie odbierze tego, że moje prace pojechały nie tylko do domów w różnych zakątkach Polski, ale i w Danii, Norwegii, Wielkiej Brytani czy Włoszech.
Niestety, to wszystko skończyło się w marcu. W lutym jeszcze było fajnie, jeszcze wszyscy wierzyliśmy, że to, co już działo się na Dalekim Wschodzie i zaczynało dziać się w Europie wiele nie zmieni, nie dotknie nas tak bardzo. Potem wszystko zaczęło dziać się o wiele zbyt szybko. Zamknięcie szkół, zamknięcie galerii, zamknięcie centrów handlowych. Zamrożenie gospodarki, nie tylko przecież polskiej i miliardy z niej wyparowujące. Od pierwszej połowy marca galeria stoi zamknięta na cztery spusty, a czynsz i opłaty stać nie chcą. Jako właściciel lokalu miasto zwolniło mnie i innych najemców z czynszu przez miesiąc, ale to kropla w morzu potrzeb, zaledwie część kosztów utrzymania lokalu w tym miesiącu (są jeszcze śmieci, ogrzewanie, prąd), nie mówiąc o poprzednim czy kolejnym. Zaczął się maj, a na razie zmienia się niewiele. Co gorsza, ‘odwołano’ lato. Wiadomo, że ruch turystyczny w najbliższych miesiącach będzie, delikatnie mówiąc, ograniczony, a to oznacza mniej odwiedzających galerię. Nie wspominając nawet o tym, że teraz dla wielu ludzi zakup prac przestał być priorytetem.
Z myślą o zamknięciu galerii nosiłem się od paru tygodni, ale musiałem do niego dojrzeć. Jakby nie patrzeć to nie była łatwa decyzja, a pragnienie, by galerię zatrzymać było ogromne. Była chwila na przedyskutowanie tego ze znajomymi i przyjaciółmi. Większość doradzała mi, bym spróbował zebrać środki na którymś z portali crowdfundingowych, bym poprosił o wsparcie. Przez moment nawet mnie kusiło by to zrobić. Nie wiem czy zebrałbym pieniądze potrzebne na dalsze funkcjonowanie galerii, ale uznałem, że to nie ten moment. Że dziś jest czas by organizować zbiórki dla tych, którzy stracili wszystkie źródła utrzymania, dla tych, którzy są chorzy albo po to, by kupić środki niezbędne do walki z epidemią i zapewnić bezpieczeństwo tym, którzy są na pierwszej linii. Galeria jest dla mnie ważna. Cholernie ważna, ale po prostu nie potrafiłem. Myślę, że w tym wszystkim jeszcze ważniejsze stało się określanie co jest ważne, a co ważniejsze.
Zatem, co dalej? Życie toczy się dalej choć niewiele rzeczy pozostaje takimi samymi. Teraz jest dla czas na skupienie się na innych rzeczach, którymi zajmuję się przecież od dawna. Na nauczanie, prowadzenie warsztatów i szkoleń, na popularyzację takiej fotografii, jaką kocham, na badania nad dawnymi metodami, na pisanie książek, a przede wszystkim na własny rozwój. Wyprowadzka z Ogarnej nie oznacza bynajmniej końca Galerii, ani nawet rezygnacji z prowadzenia jej w postaci fizycznej, w lokalu, gdzie zdjęcia można zobaczyć na żywo, a nie tylko jako cyfrowe reprodukcje. Marzenie to będzie jednak trzeba odłożyć w czasie, nie wiem nawet na jak długo. Do czasu, gdy sytuacja w otaczającym nas świecie wróci do normy, do czasu, gdy pozbieramy się wszyscy z kataklizmu spowodowanego epidemią.
Na razie Galeria działać będzie w sieci, postaram się także pojawiać na targach sztuki. Na pewno przyjdą też inne pomysły, bo stać w miejscu nie potrafię. Najbardziej żałuję, że nie udało mi się zrealizować drugiej części mojego planu i wprowadzić do Galerii innych twórców posługujących się technikami alternatywnymi. A było blisko – prace Przemka Kruka, które miały pojawić się w niej jako pierwsze, do dziś leżą u mnie w biurze. Zabrakło tygodnia. Nie oznacza to, że zrezygnuję z tej części planu.
A póki co, jeśli ktoś z Was uważa, że galeria powinna przetrwać, że powinna kiedyś powrócić do swego właściwego kształtu, będę wdzięczny jeśli wesprzecie jej działanie, zarówno teraz, w świecie wirtualnym, jak i później, gdy powróci do świata realnego. Przyda się każda forma promocji, publikacja, wywiad czy zwykłe udostępnienie na facebooku. Przyda się każde polecenie jej uwadze architekta wnętrz czy dekoratora. Przyda się podpowiedzenie dziennikarzom czy redaktorom, że oto jest fajny temat. Przyda się dobre słowo szepnięte osobom zarządzającym lokalami należącymi do miasta i decydującymi o sposobie ich wynajmowania, ale także osobom posiadającym przestrzeń do organizacji wystaw zarówno w Polsce, jak i za granicą. Przyda się też każdy gest życzliwości, bo to zwiększa determinację. Przyda się podpowiedzenie znajomym, że zdjęcie to kapitalny prezent, również biznesowy, a sesja kolodionowa to wspaniały upominek dla przyjaciół czy znajomych. Oczywiście, jeśli podobają się wam sprzedawane w galerii fotografie, najwspanialszym wsparciem będzie, jeśli któreś z nich kupicie.
A w międzyczasie zachęcam nie tylko do odwiedzania strony galerii, ale także do śledzenia moich innych działań; TSF, Szlachetnej Fotografii, bloga czy kanału na YouTube oraz podkastów na Podbean. Latem mam nadzieję ruszyć z kolejnymi projektami, także już niedługo będzie się tam działo wiele ciekawych rzeczy.