Ostatnimi czasy wraca moda na fotografię analogową. I dobrze. A nawet bardzo dobrze, że wielu fotografujących dostrzega wady i niedoskonałości cyfry, czuje, że brakuje jej magii kliszy fotograficznej. Tylko czemu dla tak wielu ludzi synonimem, czy wręcz ideałem, zdjęcia analogowego stał się kiepski skan zakurzonego negatywu, pozbawiony kontrastu i ostrości i to najlepiej z takiego negatywu, który został źle naświetlony, nieprawidłowo wywołany i porysowany w obróbce? A jeśli przypadkiem kaseta puściła światło; cud malina.
Nie miałby w dzisiejszych czasach większych szans Weston cyzelujący każdą odbitkę do perfekcji, ani Adams ze swoim systemem strefowym i całkowitym panowaniem nad naświetleniem, z wiedzą na temat wywołania negatywu i doskonale wykonanymi odbitkami; ale kto jeszcze robi odbitki?
Mam tylko nadzieję, że po ponownym zachwycie faktem, że zdjęcie może jednak mieć fizyczną formę i być związane z kliszą, a nie tylko tworzącym piksele prądem, gdy na nowo dostrzeżona zostanie plastyka obrazu analogowego powtórnie zaczniemy sobie stawiać wymagania i tworzyć zdjęcia nie tylko analogowe, nie tylko ciekawe kompozycyjnie i treściowo, ale również poprawne technicznie. Chociaż poprawne