Nie, nie będzie o wyborach prezydenckich. Nie będzie nawet o politykach (no może troszkę). Będzie za to o decyzjach, przed którymi wszyscy staniemy. Albo, jak kto woli, o lustrze, w które będziemy musieli spojrzeć.
Zaczyna się kryzys. Tego nie kwestionują już nawet najwięksi optymiści. Ani nawet rządzący Polską politycy. Nie wiemy jeszcze do końca jak paskudny ten kryzys będzie, ale będzie paskudny. Wiele zależy oczywiście od tego jak długo potrwa epidemia. Wiele zależy od tego jakie decyzje będą podjęte przez władze, zarówno w Polsce jak i poza nią. Ale od tych czynników zależy jedynie to, czy będzie źle, bardzo źle czy wręcz tragicznie.
A skoro będzie źle, większość z nas będzie miała mniej pieniędzy, będziemy też musieli ograniczyć wydatki. W wielu wypadkach znacznie. Czyli będziemy musieli podjąć decyzje na co pieniądze wydamy, a na czym oszczędzimy. Z których zakupów zrezygnujemy.
Na pierwszy rzut oka to decyzje prywatne, podejmowane indywidualnie przez każdego z nas i wpływające przede wszystkim na nasze życie. Na to, jaki założymy ciuch, gdzie pojedziemy bądź nie pojedziemy, jak spędzimy wolny czas i tak dalej. Tyle tylko, że to nie jest takie proste. Bo podejmowane przez nas dziś decyzje nie tylko wpłyną na nasze życie, ale także na życie innych ludzi. A przede wszystkim, wpłyną na to, jak nasz świat będzie wyglądał za rok, dwa czy pięć. Na to z czego będziemy mogli korzystać, na co liczyć, a na co nie. Czemu?
To proste. Kryzys i brak pieniędzy oznacza, że zabraknie ich na bardzo wiele dziedzin życia, działań. Zabraknie ich dla wielu ludzi, firm, instytucji. Wiele z nich zniknie, upadnie, a niektóre będą niezwykle trudne bądź niemożliwe do odtworzenia. Raz zamkniętą budkę z kebabem czy zapiekankami ponownie uruchomić jest dość łatwo. Raz zlikwidowaną orkiestrę czy wydawnictwo już nie. Podjęte przez nas decyzje dotyczące naszych wydatków to tak naprawdę decyzje o tym, które inicjatywy, które firmy, które działania chcemy zachować, które są nam potrzebne, a które to fanaberia. Kupując zapiekankę zamiast przygotowania w domu kanapki pozwalamy przetrwać właścicielowi budki z zapiekankami dbamy o to by po kryzysie móc również taką fajną zapiekankę kupić. Idąc dziś do restauracji nie tylko pozwalamy utrzymać się jej właścicielowi i pracownikom, ale przede wszystkim zapewniamy sobie możliwość pójścia do tej samej, ulubionej restauracji za rok, dwa czy trzy.
W Polsce jednak sprawa jest jeszcze poważniejsza. Ponieważ od naszych decyzji będzie zależeć nie tylko to, która siłownia przetrwa i gdzie wyjdziemy ze znajomymi, ale także w jakim stopniu przetrwa polska kultura i jej twórcy. W czasie gdy w wielu państwach Europy rządy wydają dosłownie miliardy na wsparcie twórców i instytucji kultury, nasz rząd rzucił ochłap w wysokości kilkudziesięciu milionów, z czego większość poszła do instytucji. Nie chcę tu nawet próbować analizować czy oceniać kto i na co dostał wsparcie, ale nie wymaga geniuszu by zauważyć, że kilkadziesiąt milionów na wsparcie kultury w blisko czterdziestomilionowym kraju to kropla w morzu potrzeb, a stypendium w wysokości 9 tysięcy brutto to rozwiązanie bardzo doraźne. Jakby nie patrzeć, całe pandemiczne wsparcie dla naszej kultury to nieco ponad jedna dziewiąta rocznych wydatków kancelarii jednego prezydenta i nawet nie pięć procent rocznej zapomogi na TVP, które przecież dysponuje milionami z reklamy.
Oznacza to, że nie tylko los przedsiębiorców i pracowników zależy od decyzji jakie podejmiemy jako klienci, konsumenci, ale także los polskiej kultury i sztuki; zarówno jej twórców jak i wydawców czy pomagających ją tworzyć instytucji. Ich los zależy od tego czy kupimy książkę, płytę, bilet na koncert, grafikę, fotografię lub album, czy też piwo, kawę na mieście czy nowy samochód.
Oczywiście, duże, państwowe instytucje, muzea czy galerie będą miały zapewniony byt. Lecz wszyscy wiemy, że one odpowiadają jedynie za niewielki wycinek życia kulturalnego, a znakomita większość kultury powstaje się i rozwija poza nimi. Zazwyczaj bez dostępu do funduszy państwowych. Ta część naszej kultury żyje wyłącznie dzięki finansowemu zaangażowaniu odbiorców, dzięki temu, że kupują. Jeśli kupować przestaną, artyści, aktywiści, organizatorzy, muzycy, fotografowie, tatuatorzy będą musieli zająć się czymś innym, zarobić na chleb. I czy chcemy tego czy nie, większość z nich zostanie dla kultury bezpowrotnie utracona. Bo kultura znika łatwo, ale odbudowuje się z mozołem, powoli. Miejsca z nią związane, raz zamknięte, mogą już nigdy nie powrócić.
Dlatego też obecne wydarzenia i dokonywane przez nas wybory będą swoistym lustrem, w którym będziemy musieli się przejrzeć. Pokażą, co w otaczającym nas świecie jest dla nas naprawdę ważne, a o czym tylko lubimy mówić. Pokażą czy naprawdę potrzebujemy danej instytucji, miejsca, twórcy czy też jedynie uznaliśmy, że fajnie jest się tym chełpić. I choć przykład pieniędzy zebranych na stworzenie Radia Nowy Świat jest niezwykle budujący, a zachowanie tysięcy darczyńców wspaniałe, zbiórki na wszelkiego rodzaju portalach nie rozwiążą problemu, nie zastąpią tej najbardziej zwyczajnej, autentycznej i bezpośredniej formy zaangażowania i wsparcia sztuki jaką jest uczestnictwo w wydarzeniach artystycznych, również tych płatnych i kupowanie prac artystów. Jakie będą nasze wybory? Ciuch z najnowszej kolekcji czy tatuaż? Kolejna para butów czy fotografia? Nowy telewizor czy obraz? Tanie romansidło czy ambitna książka? Zdjęcie z marketu dekoracyjnego czy z galerii? Ręcznie zrobiona wycinanka ludowa czy masowo produkowanych chińskimi rączkami obraz udający malarstwo? Co zobaczymy w lustrze? I jak wiele rzeczy, które określamy jako ważne przetrwa kryzys? O muzyków Disco Polo się nie martwię; ich fani są autentyczni i bynajmniej nie żałują pieniędzy na nową płytę czy na koncert. To się raczej nie zmieni. A pozostali? Co powie nam lustro?